Razem z moim Antosiem i Dominiką wybraliśmy się do wrocławskiego Zoo. Dominikę poznałam, podczas studiów podyplomowych z chowu zwierzątek towarzyszących. Nie znam żadnej innej osoby, która robiła by tak wiele dla psów. Dominika walczy o ich lepszy żywot, wyciąga z chorób, dba o ich dietę i odpowiednią socjalizację. Te biedne psiaki, które miały pod górkę i nie zaznały szczęścia w jej rękach stają się słodkimi kanapowcami:). Jeśli jesteście właścicielami psa, koniecznie odwiedźcie bloga Dominiki dogside.pl, gdzie w bardzo kompetentny sposób poruszane są tematy związane właśnie z tymi czworonogami!!!!
Miejsce spotkania było wręcz oczywiste, bo gdzie indziej mogły się spotkać dwie zwierzomaniaczki?
Środek tygodnia, przyjemna pogoda, pora przedpołudniowa. Uznałyśmy, że Zoo będzie świetnym miejscem na leniwy spacerek i pogaduszki, a ja przy okazji będę mogła zobaczyć w końcu Afrykarium. Moje plany jednak legły w gruzach jeszcze przed bramą wejściową!!!!! Okazało się, że my dwie niewiasty nie potrafimy kupić biletu….. Stanęłyśmy przed automatycznymi kasami, każda przy swojej. Zapłaciłyśmy kartami, wyskoczyły jakieś świstki i uradowane poszłyśmy ku bramkom. Tam z uśmiechem na twarzy Pan z ochrony przywołał nas ręką, że z okazji tego, że my z wózkiem to mamy Vipowskie wejście bokiem. I jak tylko Pan ujrzał nasze świstki, to już nie był taki miły. Że to przecież nie bilety, że czemu nie poczekałyśmy, że to paragony, że mam mu dziecko zostawić i biec w tej sekundzie po te bilety z tej maszyny. I jak mu powiedziałam, że mu przecież żadnego dziecka nie zostawię, to już w ogóle nie chciał z nami rozmawiać. Wróciłyśmy się do tych maszyn biletowych, jednak już żadnych biletów tam nie było…. Więc my znowu do tych bramek. Pan z łaskawością nas poinformował, że musimy iść do punktu obsługi klienta. No to my tam. Pokazujemy nasze świstki, które jak się okazało dla tych Pań nie miały żadnego znaczenia. Panie nas poinformowały, że ktoś mógł wejść już na nasze bilety i……. wtedy już trudno. No jakie trudno? 40 zł wejście osoby dorosłej i trudno? Ja bym za to wypiła dwie najdroższe latte z mlekiem sojowym i zajadałabym ciachem i to też nie najtańszym. Sapiąc i dysząc Pani w końcu zdecydowała się sprawdzić co tam z naszymi biletami. Nie omieszkała jeszcze dodać, że tam na tych automatach wisi karteczka, którą sama tam przylepiła. Pofatygowała się wielce…….. Okazało się jednak, że nasze bilety nie wydrukowały się w ogóle……. po prostu
Noo udało się. Weszłyśmy 🙂 No to pędem do Afrykarium. Ciekawa byłam bardzo tego nowego obiektu. Z zewnątrz zachwycił mnie całkowicie. Tunel prezentujący głębiny Kanału Mozambickiego jest niesamowity. Leniwie przepływający nad moją głową olbrzymi żółw robił wrażenie. Płaszczki, rekiny i inne duże ryby – naprawdę należy docenić te zbiory Wrocławskiego Zoo. Jednak szybko okazało się, że zamiast na podziwianiu, swoją uwagę muszę skupić na schodach, które nagle przed nami wyrosły. Za nami napierający tłum, przed nami schody. Dominice udało się wylukać jakąś windę. No to my do windy, po tych ludziach. Przy windzie okazało się, że jest przeznaczona tylko dla jednej osoby i wózka, więc Dominika była zmuszona wrócić po tłumie ludzi, który przed chwilą zmaltretowałyśmy Antkowym wózkiem:). Trochę trwało, zanim nauczyłam się obsługiwać windę. Na szczęście tym razem dostrzegłam tajemniczą karteczkę i po 3 próbach udało mi się dojechać na górę. Dominika w tym czasie zdążyła wszystko obejrzeć, ja miałam w sobie już o wiele mniej chęci do czegokolwiek.. Po chwili przed nami wyrosła kolejna winda. Ta jakimś cudem była ulokowana przy schodach. I tu pojawił się kolejny problem. W pierwszej windzie drzwi otwierały się i zamykały baaaaaaardzo powoli. W tej natomiast natychmiastowo, tak więc kiedy drzwi otworzyły się za pierwszym razem, nie zdążyłam nawet się ruszyć. Drugim razem byłam już gotowa do natarcia. Udało mi się nawet wpuścić jeszcze jedną panią z wózkiem. Pech chciał, że winda pojechała najpierw do góry (ja chciałam na dół) a drzwi otworzyły się po mojej stronie i musiałam wyjechać razem z Antkiem, aby puścić Panią z drugim wózkiem. Jak się pewnie domyślacie….. 🙂 drzwi znów się zamknęły… I musiałam przeczekać kolejną kolejkę. W tym czasie opracowałam z kolejnymi paniami, również czekającymi z wózkami strategię wsiadania do windy…. 🙂
Po wyjściu z Afrykarium czułam się jak koń po westernie. Udało mi się zrobić dwa, bardzo kiepskiej jakości zdjęcia. Meduzkę podkradłam Dominice:) I szybko darowałam sobie wyciąganie aparatu.
Na ploteczki z Dominiką muszę umówić się jeszcze raz!!!!! I wtedy wybierzemy na pewno miejsce, w którym można po prostu posiedzieć.
Do Zoo oczywiście nie polecam wybierać się z wózkiem, chyba, że nastawiacie się na bardzo okrojone zwiedzanie. Jeśli Wasz berbeć jest jeszcze za mały na zwiedzanie na własnych nóżkach, warto chyba na ten czas stać się chustomamą. Choć taka forma byłaby dla mnie również męcząca, bo dziecko wymaga tylu gadżetów do obsługi, że nie dałabym rady tego wszystkiego nosić.
Mam również nadzieję , że obsługa Zoo stanie się życzliwsza i bardziej pomocna. Już może nie w tym, ale w przyszłym roku na pewno to sprawdzę:)